WIELKI FORMAT

Wielkoformatowe reklamy ścienne okazały się być świetną metodą na finansowanie ocieplania ścian. Biedne spółdzielnie mieszkaniowe zabiegały o to, aby polepszyć kondycję często zaniedbanych osiedli. Za środki ze sprzedaży powierzchni reklamowej budowane były place zabaw dla dzieci, malowano klatki schodowe oraz zakładano trawniki.

Pierwsza reklama ścienna, którą wykonałem w Krakowie, to Kominy dla firmy Proteko. Inwestorem był Bogdan Niewczas, współwłaściciel przedsiębiorstwa, kolekcjoner grafik (kupował je namiętnie z kolekcji Triennale Grafiki). Poznałem go dzięki profesorowi Witoldowi Skuliczowi, któremu przez lata wykonywałem oprawę plastyczną wystaw (dekoracja miasta przed budynkiem BWA na Rynku Głównym itd.). Ściana reklamująca Proteko służyła tej firmie bardzo długo. Można powiedzieć, że była dość popularna. Nawet Grzegorz Turnau sfotografowany został na tle tej ściany na okładkę jednej ze swoich płyt.

Proces powstawania murali zawsze przebiegał tak samo. Najpierw przedstawiałem sam pomysł, a później wyszukiwałem firmy, które ewentualnie mogłyby być zainteresowane podobną reklamą. Jednym z lepiej ilustrujących to przykładów stanowi „ściana czekoladek”. Za barem samoobsługowym Smok, na przeciwko budynku Dworca Głównego w Krakowie, znajdowała się ściana zwieńczona charakterystycznym wykończeniem. Była to bardzo atrakcyjna lokalizacja ze względu na ogromny ruch podróżnych. Brama prowadząca na sąsiadujące ze ścianą podwórko za bardzo się zwężała, by mogła tam wjechać „zwyżka” (samochód z podnośnikiem) do klejenia billboardów. Dostęp do ściany był bardzo utrudniony. Mając to wszystko na uwadze, zaproponowałem firmie Wawel, że namaluje im w tym miejscu dwie firmowe czekolady rozwinięte ze sreberek. Pomysł chwycił od razu i tak właśnie rozpoczęła się moja wieloletnia współpraca, która zaowocowała kolejnymi realizacjami, projektami opakowań, innych reklam, etc.

Nierzadko podczas wykonywania prac przy ogromnych ścianach dochodziło do zabawnych sytuacji. Tak też było w przypadku realizowania projektu dla firmy ubezpieczeniowej Warta. Rusztowanie podnajmowała mi czasami spółdzielnia, czasami firma ocieplająca budynek. Mogłem jednak z niego korzystać na czas malowania. Ktoś inny odpowiadał za montaż, demontaż oraz ochronę. Ostatniego dnia, gdy reklama była już gotowa, przyjechali do mnie znajomi górale podziwiać efekty. Poprosiłem ich o to, żeby pomogli mi znieść z dachu farby, a sam poszedłem płukać pędzle.

Okazało się, że minionej nocy ktoś wszedł po rusztowaniu na dach wieżowca i ukradł czyjąś antenę CB. Gdy wróciłem z czystymi pędzlami, zobaczyłem przestraszonych kolegów otoczonych wianuszkiem policji Dom Towarowy Jabłkowskich, ul. Bracka, Warszawa. 57 i dwa radiowozy. Okazało się, że inteligentni „koledzy” ściągając z góry kubły z farbą pomogli sobie porzuconą rurką od tzw. bata anteny, która znaleźli na dachu. Wykorzystali ją do nanizania wiader z farbą, co pozwoliło im szybciej uporać się z zadaniem. Wspaniałomyślnie wziąłem na siebie całe to zamieszanie, po czym okazało się, że prawnie obligowało mnie to do składania na komisariacie policji wyczerpujących wyjaśnień. No i w rzeczy samej, okazały się te wyjaśnienia bardzo wyczerpujące, tyle że akurat dla mnie, bowiem składałem je na przestrzeni prawie trzech miesięcy

Natomiast użyczona rurka została zdeponowana jako materialny dowód w sprawie. Zaproponowano mi więc, abym uiścił za nią jakąś symboliczną kwotę, celem ostatecznego zamknięcia dochodzenia. Powiedziałem: „Skoro już mam zapłacić, to mi ją przynajmniej oddajcie”. Niestety rurka zaginęła, zaś cała ta wielce kryminalna sprawa w końcu została umorzona.